środa, 19 grudnia 2012

Święta w żałobie

Choinka mojej Natalii



Bardzo trudny czas -Święta

W moim życiu są też ,ale ,powiedzmy, kalendarzowo.
Szczególnie Boże Narodzenie-czas radości ,bycia razem...
Ula i Natalia-wspólna praca , śmiech, ukrywanie w zakamarkach prezentów,
strojenie choinki .Widzę ich twarze ,gesty,słyszę głos.

Kawalkada myśli przetacza się przez głowę .Plączę się po swoim domu w którym nie zapalę ani jednego światełka ,Nie może być też choinki.
Wszystko zapakowane rękami Natalki ,zapieczętowane na wieczny czas.
Co to jest żałoba?
 Tylu mądrych i życzliwych ludzi ;psychologów i zwyczajnie współczujących , próbowało mi pomóc.
Owszem , były takie chwile że "puszczało ".Śmiałam się  ,żartowałam ,nawet tańczyłam...
Tak naprawdę jednak to mam takie... półżycie
Trwam dla tych ,którzy jeszcze mi zostali. Oni cierpieli przecież razem ze mną.
Nie chcę ich  kolejnego cierpienia .
Trwam też , bo krzywda zmarłych córek stała się  moim  " awaryjnym zasilaniem " .

Urszulka , jako jedyna ofiara śmiertelna tamtego wypadku musiała stać się winną swojej śmierci.
To nic ,że był zarzut dla sprawcy,że byli  świadkowie...
Od czego są  biegli  i inni "rzeczoznawcy" -oni wiedzieli  jak osłonić sprawczynię śmierci mojego dziecka.Walczyłam półtora roku.Prokurator nie patrzył mi w oczy.Nie miałam też pieniędzy. Według "prawa" tak  miało być lepiej dla wszystkich.
A Ty matko sobie płacz,niech cię ta krzywda dławi już na zawsze...

Natalia -mój Anioł , moja najmłodsza.
Uosobienie miłości i poświęcenia.Nie ,nie ja ,tylko Ona.
Dziecko ,które umierając, udawało ,że nie umiera .Wszystko dla mnie.
Trudno pisać.
Straszna choroba odbierała mi Ją  i wiem ,że nie ma potworniejszego bólu niż ten powstały z uczucia bezsilności.


Paradoksalnie to dla Natalii nadal żyję .Jej krzywdę ,Jej ból wciąż czuję.
 Boję się już otworzyć serce.Unikam przyjażni ,miłości.
W ten sposób w zalążku likwiduję problem strat.
Muszę być jak z kamienia , bo idę na wojnę...

kochanie moje ,ja tylko Cię nie widzę ,ale ....

Alina Suworow „Testament”
Lekarze bagatelizowali sprawę. Mówili, że to nic poważnego i że dziewczyna udaje. Gdy okazało się, że nowotwór jest w stanie zawansowanym, na pomoc lekarską było już za późno. Natalia odeszła. Przed śmiercią dziewczyna napisała, że chce aby lekarz został ukarany. 

link do reportażu o Natalii /20 minuta materiału/

http://www.tvp.pl/publicystyka/magazyny-reporterskie/magazyn-ekspresu-reporterow/wideo/04092012-2140/8261781

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Nie jest lekko.

Tak sobie pomyślalam i napisałam.
Bo nie jest (lekko)
Miałam pisać o lekarzu N. , o tym jak brutalnie przekazał nam hiobową wiadomość o diagnozie.
Przyjechaliśmy wczesnym rankiem , pełni złych przeczuć , przerażeni.
Doktor N.poprosił naszą czwórkę do gabinetu i,
jak kamieniami ,zarzucił   nas słowami  opisując,
- jaki to rak (nieuleczalny) ,
- co będzie potem (umrzesz,na to nie ma rady) ,
-jak to leczą (wytną ci połowę twarzy)
Umierałam od tych słów , ,ale nie wolno mi było upaść , bo trzeba było trzymać swoje dziecko , w które te razy były przecież wymierzone.
Po dwumiesięcznym "diagnozowaniu" dopełnili dzieła ci rzemieślnicy.
Brakuje mi do dzisiaj słów właściwych aby to określić.
Wspominając to , wciąż  czuję oburzenie ,żal ,ból , niedowierzanie i wściekłość.
Ci lekarze kiedyś przecież skladali swoją przysięgę...
Jakże żałośni są.


 Potem zrozumiałam.
Ten straszny sposób podania  wiadomości był celowy.
Trzeba było zadać  taki właśnie  cios - poniżej pasa .
Taki ,żeby nam zabrakło tchu , żebyśmy nie myśleli o tym co tu się zdarzyło.
Oni wiedzieli,że nasze myśli i działania pójdą w jedynym możliwym kierunku: ratować córkę.
Takim sposobem,uderzając w młodą ,cierpiącą i śmiertelnie chorą dziewczynę , ratowali swoją skórę.
Niech nikogo nie zwiedzie dobrotliwa twarz doktora N. .Myślę ,że ćwiczy miny przed lustrem.
Nie ufam im.
Lekarzom z Chirurgii Szcz. Twarz. we Wrocławiu


Dziś ,  zajęta robótką ,nie podnosząc oczu ,zaczęłam mówić do Osoby ,która podeszła tak blisko.
Przekonana ,że to mąż ,opisałam co robię i że na pewno spodoba się Agnieszce...
Tak sobie paplałam do .......
  Zdziwiona i wzruszona zobaczyłam  puste miejsce.
Moja śliczna Natalio -wciąż ze mną jesteś.

sobota, 3 listopada 2012

Cztery lata temu...

Może dziś?
To chyba  jest ten dzień - jestem   gotowa.
Mijają cztery lata od dnia  , który zmienił wszystko  , po którym  rozpoczął mój Armagedon.
Stoję  na dość jeszcze chwiejnych nogach ,ale...stoję.Mogę stać ,mogę mówić- a więc może i pisać ?
Ból jest. Straszny ,chwilami ponad ludzką i matczyną wytrzymałość.
Uzbrojono mnie jednak przez ten czas  w techniki zagłuszania go , więc robię to .
Wola życia to instynkt przecież .
Trzeba mi było sięgnąć dna obojętności ,marazmu,beznadziei ,aby przekonać się  czy ten instynkt we mnie ocalał.Poczułam go ,odnalazłam , mam cel i działam...
Właśnie 3 listopada w 2008 roku , póżnym wieczorem zadzwonił telefon.
Doktor N. -" prowadzący " mojej 22 letniej wtedy córki-Natalii ,bardzo zdenerwowany , poprosił o natychmiastowy  przyjazd mój i męża ,  w sprawie  córki.
Dwa dni wcześniej Natalię wypisano z wrocławskiego szpitala , po zabiegu ,który miał  zakończyć dwumiesięczną (!) hospitalizację z powodu... ropnia w zatoce szczękowej.
Lęk (paraliżujący dosłownie) objął mnie ,przeniknął (na  długo musiałam się  nauczyć tak funkcjonować).
Wiedziałam. Byłam pewna ,że  życie mojej rodziny spotka  coś bardzo złego.
Pocieszałam przerażoną Córkę i szukałam jakiegoś w miarę sensownego powodu dla którego mamy stawić się tak pilnie  w szpitalu.
Nie pamietam ,co mówiłam...
Nie wiedziałam wtedy , że  to moje pierwsze "ćwiczenie"  -taka aktorska wprawka.
Zepchnąć swoje uczucia do piwnicy , zatrzasnąć do niej drzwi i z całej siły trzymać .
Na twarzy maska spokoju ... jestem przecież matką.