Tak sobie pomyślalam i napisałam.
Bo nie jest (lekko)
Miałam pisać o lekarzu N. , o tym jak brutalnie przekazał nam hiobową wiadomość o diagnozie.
Przyjechaliśmy wczesnym rankiem , pełni złych przeczuć , przerażeni.
Doktor N.poprosił naszą czwórkę do gabinetu i,
jak kamieniami ,zarzucił nas słowami opisując,
- jaki to rak (nieuleczalny) ,
- co będzie potem (umrzesz,na to nie ma rady) ,
-jak to leczą (wytną ci połowę twarzy)
Umierałam od tych słów , ,ale nie wolno mi było upaść , bo trzeba było trzymać swoje dziecko , w które te razy były przecież wymierzone.
Po dwumiesięcznym "diagnozowaniu" dopełnili dzieła ci rzemieślnicy.
Brakuje mi do dzisiaj słów właściwych aby to określić.
Wspominając to , wciąż czuję oburzenie ,żal ,ból , niedowierzanie i wściekłość.
Ci lekarze kiedyś przecież skladali swoją przysięgę...
Jakże żałośni są.
Potem zrozumiałam.
Ten straszny sposób podania wiadomości był celowy.
Trzeba było zadać taki właśnie cios - poniżej pasa .
Taki ,żeby nam zabrakło tchu , żebyśmy nie myśleli o tym co tu się zdarzyło.
Oni wiedzieli,że nasze myśli i działania pójdą w jedynym możliwym kierunku: ratować córkę.
Takim sposobem,uderzając w młodą ,cierpiącą i śmiertelnie chorą dziewczynę , ratowali swoją skórę.
Niech nikogo nie zwiedzie dobrotliwa twarz doktora N. .Myślę ,że ćwiczy miny przed lustrem.
Nie ufam im.
Lekarzom z Chirurgii Szcz. Twarz. we Wrocławiu
Dziś , zajęta robótką ,nie podnosząc oczu ,zaczęłam mówić do Osoby ,która podeszła tak blisko.
Przekonana ,że to mąż ,opisałam co robię i że na pewno spodoba się Agnieszce...
Tak sobie paplałam do .......
Zdziwiona i wzruszona zobaczyłam puste miejsce.
Moja śliczna Natalio -wciąż ze mną jesteś.
Grażyna,Twoje Anioły już zawsze będę obok, koło i w Tobie...
OdpowiedzUsuń